sobota, 26 września 2009

Boginie i pokutnice








Bez talii. Drapowane giezła czy nieprzyzwoicie transparentne muśliny. Czym jest dziś tunika?

Tunika to w obecnej modzie słowo wytrych. Może być długa lub krótka, luźna albo przy ciele, z siermiężnej tkaniny bądź seksownie przezroczystej jak mgła, drapowana z wielu metrów bieżących materii albo precyzyjnie krojona, o kształcie litery A.

Jedno łączy wszelkie tuniki: nie są odcinane w talii. Jeśli mają pasek, to pod biustem lub na biodrach.

Starożytny pomysł

Mówiąc o tunice, nie da się pominąć jej wieku. To prawdziwy matuzalem mody. Stara jak chusta, szal, peleryna. Są od jednej matki. Wynalazł je antyk, odnowił empire (czyli początek XIX wieku, czasy cesarstwa Napoleona I), nieco wcześniej lansowała królowa Maria Antonina. Swej nadwornej malarce Elisabeth Vigée-Lebrun dała się sportretować w muślinowej zwiewnej koszuli. Wywołała skandal. Monarchini w tak intymnym stroju! Czy można się dziwić, że została ścięta? 

Po rewolucji francuskiej odważnych elegantek było więcej. Tuniki imitujące klasykę stawały się wyzywające. Spod jasnych muślinów czy batystów prześwitywało nagie ciało.

Najpierw na taką ekstrawagancję zdobywał się tylko Paryż, potem moda przeniknęła do Anglii. Największe wrażenie wywarła słynna modnisia tamtej epoki pani Récamier, która odwiedziła Londyn: jej suknia wszystko odsłaniała. Wówczas wynaleziono cielisty, obcisły trykot. Noszony pod tuniką imitował gołe ciało. Miał kilka zalet: ocieplał, modelował figurę, zasłaniał mankamenty.

Motyl na Maderze

Do tych odważnych empirowych strojów nawiązują dzisiejsi projektanci. Ubierają kobiety w długie, drapowane giezła, zamotane pod piersią, spływające fałdami na wysokość stóp albo nawet wleczone trenem po ziemi (na galach w hollywoodzkim stylu). Do tego duży dekolt i wąskie, długie rękawy, bufki lub proste cięcie. Jak najmniej biżuterii, włosy wysoko uniesione, w loczkach. Latem na stopach sandały, satynowe baleriny lub w ogóle nic, bosa noga. W razie chłodu – szal, koniecznie kaszmirowy. Tradycje greckiej bogini podtrzymują Thierry Mugler, Calvin Klein, Gianfranco Ferré, Armani, Oscar de la Renta, duet Dsquared 2. I, oczywiście, Sophia Kokosalaki, młoda projektantka urodzona w Grecji.

Jak ich idee wyglądają przełożone na polski – można zobaczyć w filmie „Miłość na wybiegu”, w scenach, kiedy Karolina Gorczyca udaje motyla na Maderze. Proszę zwrócić uwagę: do reklamowych zdjęć nosi wyłącznie tuniki w pięknych kolorach, z cieniutkich tkanin. Nieprzyzwoicie transparentnych. To rys współczesności – empirowa moda ograniczała się do gamy bieli, dziś nie ma kolorystycznych ograniczeń. Oglądana pod światło dama wydaje się goła. Tak jak 200 lat temu.

Toteż kto chce zachować pozory skromności, nie może oszczędzać na metrażu. Na tuniki a la Agrypina wchodzą połacie kosztownych muślinów, żorżet, szyfonów, batystów. Szyk tego stroju polega na zwiewności i obfitości tkaniny. Kobieta ma być jak motyl, a nie larwa! Choć fruwająca tunika to kosztowna inwestycja.

Mininamioty
Przeciwieństwem są minituniki okrywające kobiecą figurę jak namioty, worki, pancerze, jaja. Rekompensatą są widoczne nogi – bo nosi się je do legginsów i rajstop jako minisukienki lub do wąskich dżinsów.

[zw.com.pl]


0 komentarze:

Prześlij komentarz