Odchodzimy od nowości. To wielka zmiana w sposobie konsumpcji, przepowiada Stephen Blomme, analityk trendów.
RZ: Ciągle słyszymy o trendach. Jest ich za dużo, ludzie na nie obojętnieją.
Stephen Blomme: Trend to modne słowo i my, profesjonaliści w biurach stylu, sami uważamy, że jest nadużywane. Każdą rzecz, by ją sprzedać, trzeba nazwać trendową. Do niedawna sądziliśmy, że trend jest długotrwałym rzeczywistym zjawiskiem, wypadkową tego, co dzieje się w polityce, społeczeństwie i kulturze. Od niedawna przemysł wymusza częstsze zmiany w tekstyliach, kosmetykach, designie. Świat zmienia się szybciej, informacje błyskawicznie się globalizują. Dochodzi do tego, że co miesiąc donosimy o czymś nowym.
Wasze biuro Promostyl w latach 70. nazwało zjawisko trendów. I rozciągnęło je na zegarki, design, modę dziecięcą.
Pomagaliśmy firmom wykorzystywać nowe tendencje, doradzaliśmy marketingowo. Promostyl stał się znany. Mamy filie w Japonii, USA, Anglii. Przewidzieliśmy modę na styl uliczny, modę dżinsową, urbanizację mody wiejskiej i folkowej, minimalizm, styl „bobo” (bohemian bougouise). Pierwsi zauważyliśmy, że ludzie po 50. będą stanowili nowy, istotny segment rynku.
Wydajecie zeszyty o nowych trendach. Ilu macie „łowców”?
Wydajemy je co pół roku. Są wiadomości z wyprzedzeniem półtorarocznym lub dwuletnim. Obecnie pracujemy nad zimą 2011/2012. Mamy w biurze czterech „łowców”, którzy zajmują się syntetyzowaniem trendów, pracuje dla nas wielu freelancerów. Analizujemy wszystkie doniesienia. To samo zjawisko kilku obserwatorów widzi zupełnie inaczej.
Ile na świecie jest takich biur jak wasze?
We Francji pięć, na świecie około 20.
Czy trendy uzgadniacie z konkurencją?
Wszyscy obserwujemy ten sam świat. Ale każdy przetwarza go inaczej. W Paryżu co pół roku odbywa się salon Premiere Vision, który przygotowuje gamę kolorów i tkanin dla przemysłu tekstylnego. Dla tego salonu pracują cztery biura, m.in. Promostyl. Fachowcy spotykają się, żeby dokonać syntezy propozycji, omówić, które z nich wybrać, które mają szansę się przyjąć.
Z kolorami chyba zasada jest prosta: wejdzie ten, którego dawno nie było.
Rodzina kolorów utrzymuje się trzy, cztery sezony. Czerń dłużej. Ale dzisiaj granat zaczyna ją zastępować. Czarnym są wszyscy zmęczeni. Granat jest dzisiaj awangardowy. Mamy całą rodzinę granatów. Od błękitu, poprzez błękit elektryczny modny od dwóch lat do granatu.
A teraz wchodzi cała rodzina zieleni, koloru uważanego za trudny. Ludzie nie lubią zieleni. Ale jakieś dwa lata temu zieleń weszła w nową fazę dzięki ekologii. To proste skojarzenie wywołało modę na zieleń. Na zimę mamy zielenie od jasnej trawiastej po kolor mchu. Zieleń utrzyma się jeszcze dwa sezony. Dłużej niż żółty, który się szybko znudził.
Jaki wpływ na trendy ma kultura – wystawy, filmy?
Dam przykład. Dokumentalny film amerykański „Grey gardens” Davida Mayslesa opowiada o Edith Bouvier, ciotce Jackie Kennedy Onassis. Ta starsza pani i jej córka mieszkały razem w willi w eleganckiej miejscowości East Hampton w Connecticut. Kompletnie oderwały się od społeczeństwa, przestały sprzątać, nie gotowały, gotowe jedzenie jadły prosto z pudełek, które rzucały na ziemię. Ogród zarósł chwastami. Żyły jak para kloszardek. Ale wymyśliły sobie do tego ideologię. Nosiły nieprawdopodobne, ekscentryczne ubrania, jedne na drugie, wszystko stare. W tej negacji była estetyka i elegancja. Teraz powstał o nich film fabularny.
Czy będzie z tego nowy trend? Styl antykonsumpcyjny?
Film jest tylko ilustracją zjawiska. Nastąpiło wyhamowanie i zmiana sposobu patrzenia na modę. Nie można nie widzieć kryzysu gospodarczego, tego, że świat bez opamiętania zużywa surowce, że konsumujemy za dużo. Zrozumieliśmy, że moda nie polega tylko na tworzeniu nowości dla nowości. Można wykorzystywać to, co już jest. Marki mebli dla dzieci tworzą dziś sprzęty, które „rosną”. Sukienki dla dziewczynek mają specjalne wydłużenia. Do ubrań przyszywa się etykietki, by zapisywać ich kolejnych właścicieli. Z góry zakłada się second hand. To fundamentalna zmiana w stylu konsumpcji.
A nie trend, który zaraz minie?
O nie, tu mamy coś trwalszego i nie my to wymyśliliśmy. Nie chodzi o kolejny gadżet. To głębsze zjawisko, zmiana postawy. Widzą to socjolodzy, reaguje na to przemysł.
0 komentarze:
Prześlij komentarz