niedziela, 11 października 2009

Trendy w makijażu na sezon jesień/zima 2009











Brwi niczym skrzydełka jaskółki, mocno wyciągnięty zewnętrzny kącik oka oraz jasny podkład – tak malujemy się w jesienno-zimowym sezonie. - Jeśli chcesz wyglądać modnie, postaw na stylizację rodem z lat 80-tych – zachęcają makijażyści.

- W tym sezonie usta malujemy wyłącznie na czerwono – podkreśla Sergiusz Osmański, makijażysta i rzecznik Sephory. - Ten trend obserwowaliśmy wprawdzie już w ubiegłym roku, ale jesienno-zimowa czerwień jest jednak inna: bardziej ciepła, zawierająca pigment oranżowy, a nie błękitny - tak jak klasyczna czerwień chanelowska – dodaje.

Przyznaje jednak, że oranżowa czerwień jest jednak dość ryzykowna, jeśli chodzi o Polki. - W naszej szerokości geograficznej panie wyglądają lepiej w klasycznych, zimnych czerwieniach niż ciepłych, koralowo-oranżowych. To wynik kolorytu cery - jest więcej pigmentu żółtawego niż różowego - zaznacza. – W zestawieniu ze szminką koralową czy oranżową zęby mogą stać się optycznie żółte, a popękane naczynka wyjść na pierwszy plan – przestrzega. - Trend trendem, ale musimy przepuścić go przez filtr własnego typu urody i dostosować do swoich możliwości – radzi.

Szminka à la Brodka


Na kim wzorować się, wykonując modny makijaż ust? Sergiusz Osmański nie ma wątpliwości: na Monice Brodce. Jej pomysł na ubieranie czerwieni na ustach jest genialny i wart naśladownictwa – zaznacza. – Reprezentuje minimalistyczne podejście do makijażu. Zawsze jest jeden element, który "dopełnia" efektu. Wiemy, że czerwień nie znosi konkurencji, im mniej w makijażu - jeśli decydujemy się na czerwień ust - tym lepiej – mówi Osmański. - Z czerwienią na ustach kojarzy się także aktorka Monica Bellucci – twarz najnowszej szminki Diora – dodaje.

Nowością sezonu jesień/zima 2009/2010 jest także granat. – Został okrzyknięty nową czernią. Pojawił się w kolekcjach niektórych firm kosmetycznych i makijażach wybiegowych. Nie stanowi on natomiast kwintesencji czy trendu – podkreśla Osmański.

Nitki są passé

W tym sezonie istotny jest przede wszystkim sposób wykonania makijażu. Zasada jest jedna: rządzą lata 80-te. - Czy w tym sezonie na powiece pojawi się granat, czy brązy, oberżyny i fiolety – ma to mniejsze znaczenie. Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na to, aby zewnętrzny kącik oka był bardzo mocno wyciągnięty. Wtedy będziemy trendy. Cień musi pokrywać całą powierzchnię powieki, aż po łuk brwiowy. To elementy charakterystyczne dla stylizacji rodem z tamtych czasów – podkreśla makijażysta.

Zasada lat 80-tych dotyczy też prezentacji brwi. Do głosu doszły zdecydowanie szersze łuki brwiowe. - Nie depilujemy ich do klasycznych nitek z lat 20-30. Teraz wyglądem przypominają skrzydełka jaskółki - początek jest szerszy, a potem następuje lekkie zwężanie ku końcowi. Bazujemy na tej zasadzie – wyjaśnia Sergiusz Osmański.

Koloryt pogłębiamy lekko naturalnymi cieniami przeznaczonymi specjalnie do brwi. – Sprawiają one, że kolor miękko układa się na brwiach. Dzięki temu nie grozi nam efekt upiornych łuków brwiowych a la Cruella (z bajki 101 Dalmatyńczyków – przyp. red.). Wyglądają bardzo naturalnie, a kolor utrzymuje się przez długi czas i nie wymaga poprawek w ciągu dnia – opowiada Osmański.

Rodem z „Dynastii”


W sezonie jesienno-zimowym odchodzimy również od zasady kontrastowania elementów twarzy. - Lata 80. pokazały, że usta i oczy traktujemy na równi. Są one w identycznym stopniu nasycone kolorytem – podkreśla makijażysta.

Jeśli chodzi o podkłady, idziemy w kierunku beży. - Dla czerwieni i granatów budujemy jasną twarz. Odpadają więc wszelkie bronzery – mówi Osmański. – W tym przypadku inspiracją może być Joan Collins z Dynastii. Zawsze miała jasny podkład i mocny makijaż oczu i ust dla kontrastu – podkreśla.

Jesienią i zimą pierzyna na twarzy powinna być gruba, mocniej kryjąca. - Przechodzimy na podkłady, które mają inny stosunek pigmentu do pudru. W letnim przeważają te z większą ilością pudru, zimą – bierzemy te z większą ilością pigmentów - wybieramy więc te w formie kompaktowej, bardziej kryjącej – radzi Osmański.

Jedynym elementem stylizacji, który nie powrócił rodem z lat 80, jest sposób nakładania różu. – W tamtych czasach był nakładany bardzo ostro, budując literę V między skronią a kością policzkową. Teraz jest prezentowany bardzo łagodnie. Może być nakładany centralnie na kość policzkową lub budować światłocień pod kością – opowiada makijażysta. Dziś róż jest rzeczywiście koloru... różowego. W zapomnienie odchodzą pudry brązujące modelujące kość policzkową

Naturalny, niewidoczny

Zarówno brunetki, jak i blondynki w tym sezonie mogą poszaleć za to z kolorami. W tym przypadku liczy się jednak intensywność. – Musimy sprawdzić, czy lepiej nam będzie w tonacji chłodnej czy ciepłej – mówi Osmański. - Blondynki mogą mieć kłopot z efektem lat 80-tych, czyli ubraniem dwóch elementów naszej twarzy o identycznym nasyceniu kolorystycznym. Jasna oprawa włosów powoduje, że nawet średniej intensywności makijaż oczu i ust będzie wyglądał znacznie ostrzej niż na brunetce. Wszystkie osoby z ciemną oprawą włosów mają większy komfort balansowania intensywnością pigmentu, intensywnością nałożenia makijażu czy kolorystyki – tłumaczy.

Nieustannie na topie są za to makijaże w formule "make-up no make-up", czyli wyglądające jak „niemakijaż". Tutaj sprawdzają się tzw. kosmetyki high definition, które są praktycznie niewidoczne na twarzy. - Dają efekt drugiej skóry, ich wykończenie jest matowe lub satynowe. Stanowią genialną bazę dla „błysków” - pojedynczych elementów na naszej twarzy: błyszczyka na ustach czy rozświetlonego wewnętrznego kącika oka – podkreśla Sergiusz Osmański.

Do łask wrócił także przydymiony makijaż oczu, tzw. smoky eyes. Nie nadaje się on jednak na co dzień. Idealny będzie na wieczór, na wielkie wyjścia.
Jaki makijaż wiosną?


Na razie nie wiadomo, czym zaskoczą nas makijażyści za kilka miesięcy. - Trendy nie zostały jeszcze określone – mówi Osmański. – Dopiero rozpoczynają się pokazy na nowy sezon. Czekamy na to, co pojawi się na wybiegach – dodaje.

Wszyscy z branży komentują za to głośno pojawienie się nowej linii Freda Farrugia - makijażysty, który jako dyrektor artystyczny był związany z Lancôme. - Przygotował własną linię kosmetyków realizującą ideę kompaktowego makijażu. Wszystkie produkty są w kompakcie, który pozwala na zbudowanie indywidualnej palety dostosowanej do potrzeb każdej z użytkowniczek. Woskowa struktura tych kosmetyków sprawia, że nie trzeba stosować żadnych aplikatorów. To makijaż, który można wykonać w sposób ekspresowy. Nie ma ryzyka, że kolory nie zasklepią się w sobie. Pod wpływem ciepłoty ciała nawet cień nałożony niesymetrycznie palcem pigment rozłoży się równomiernie – opowiada Osmański.

- Na przykład cała paleta róży może być stosowana jako baza pod makijaż na zasadzie ocieplenia lub ochłodzenia skóry. Do tej pory nie udało się tego stworzyć nawet w markach stricte profesjonalnych do makijażu – dodaje. Marka jest już dostępna np. we Francji. Do Polski wejdzie na przełomie października i listopada.





[zw.com.pl]

0 komentarze:

Prześlij komentarz